On szpuly wysoki brunet piwne oczy, rocznik 90 juz nie raz soe ztoczyl, patologia w rodzinie a co w niej to nie zginie nie liczyly sie dla nie go srodowiskowe opinie, dzien jak co dzien to browary, by dzien nie byl taki szary, marzyl by wkoncy zrobic cos przez co opadna kopary tym co w niego nie wierzyli w szkole spuszczali mu smary, jeszcze z tego sie cieszyli, tak wygladaly koszmary ktore codzien jego glowe we snie chetnie odwiedzaly, na wariackich papierach nie wytrzymal pewnej nocy, znowu nie mogoac przymruzyc oka wyjebal jak z procy, ubral buty kurtke czapke, na hejnal dwusete, z piwnicy wyjal dluga pordzewiala maczete,